Ze spokojnego snu wyrwał mnie dźwięk mojego budzika, na
ślepo odszukałam telefon pod poduszką i go wyłączyłam. usiadłam na łóżku, po chwili wstałam i udałam się w kierunku garderoby. Po wybraniu ciuchów poszłam do
łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający prysznic tak tego mi było trzeba. Szybko przebrałam się w wybrane ubrania, pomalowałam i zeszłam na dół. Już od progu przywitał mnie zapach
naleśników i promienny uśmiech babci.
- Zrobiłam Ci śniadanie, siadaj – powiedziała i postawiła
przede mną talerz pełen naleśników z syropem klonowym. Podziękowałam jej
uśmiechem i zabrałam się za pałaszowanie zawartości talerza. Nie wiem co bym bez niej
zrobiła, jest dla mnie jak starsza siostra, wyrozumiała i często mi
pomaga. Zawsze znajdzie dla mnie czas, w przeciwieństwie do mojego brata.
- Chad dzwonił? – spytałam, upijając łyk soku
pomarańczowego.
- Tak. Powiedział, że zawiezie Cię do szkoły –
odpowiedziała.
Eh... No tak to jest mój kochany braciszek – czujecie ten sarkazm ?
Zawsze udaje, że ma mnie głęboko gdzieś, a gdy przychodzi co do czego, to staje się, jak jakiś nadopiekuńczy ojciec. Dla niego liczą się tylko dwie rzeczy: gang i narkotyki. Starał się zastąpić mi tatę, ale raczej mu to nie wychodziło, do tego poszedł w jego ślady i nie zdziwiłabym się, gdyby niedługo też gnił z nim w więzieniu. Na samą myśl o tym, poczułam obrzydzenie. Mój ojciec odbywa karę w więzieniu za morderstwo z premedytacją, nigdy nie przypuszczałam że jest on do czegoś takiego zdolny, ale jak mówią „nie oceniaj książki po okładce”. Z zamyślenia wyrwał mnie głos brata, który znikąd pojawił się w domu.
Eh... No tak to jest mój kochany braciszek – czujecie ten sarkazm ?
Zawsze udaje, że ma mnie głęboko gdzieś, a gdy przychodzi co do czego, to staje się, jak jakiś nadopiekuńczy ojciec. Dla niego liczą się tylko dwie rzeczy: gang i narkotyki. Starał się zastąpić mi tatę, ale raczej mu to nie wychodziło, do tego poszedł w jego ślady i nie zdziwiłabym się, gdyby niedługo też gnił z nim w więzieniu. Na samą myśl o tym, poczułam obrzydzenie. Mój ojciec odbywa karę w więzieniu za morderstwo z premedytacją, nigdy nie przypuszczałam że jest on do czegoś takiego zdolny, ale jak mówią „nie oceniaj książki po okładce”. Z zamyślenia wyrwał mnie głos brata, który znikąd pojawił się w domu.
- Za 5 minut masz być gotowa – warknął.
Czuję się jak małe dziecko, które potrzebuje opieki 24/7 , a nie ja 18- latka, która właśnie wkracza w dorosłe życie.
Czuję się jak małe dziecko, które potrzebuje opieki 24/7 , a nie ja 18- latka, która właśnie wkracza w dorosłe życie.
- Nie mogę sama iść do szkoły ? – spytałam patrząc na niego
wyczekująco.
- Nie, rozmawialiśmy już o tym – powiedział nieprzyjemnym
tonem i zaczął iść w kierunku drzwi.
Nie chciałam już drążyć tematu, bo Chad i tak postawiłby na swoim.
Nie chciałam już drążyć tematu, bo Chad i tak postawiłby na swoim.
- Okej, już idę – odpowiedziałam i dopiłam resztkę napoju.
Dzisiaj mieliśmy zakończenie roku, więc nie musiałam brać książek do szkoły. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Pośpiesznym krokiem udałam się w kierunku auta i wsiadłam na miejsce pasażera.
Dzisiaj mieliśmy zakończenie roku, więc nie musiałam brać książek do szkoły. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Pośpiesznym krokiem udałam się w kierunku auta i wsiadłam na miejsce pasażera.
- O której skończy się akademia ? – zapytał, odpalając
silnik.
- Około 11 – odpowiedziałam i zapięłam pasy.
- Przyjadę po Ciebie i nie chcę słyszeć sprzeciwu – spojrzał
na mnie wyczekująco, ale mu nie odpowiedziałam
– Rozumiesz ?
- Tak – westchnęłam.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w kręgu swoich przyjaciół i nie musieć dłużej przebywać w towarzystwie mojego brata. Po 15 minutach dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam szybki z auta i od razu pobiegłam w kierunku moich przyjaciółek.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w kręgu swoich przyjaciół i nie musieć dłużej przebywać w towarzystwie mojego brata. Po 15 minutach dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam szybki z auta i od razu pobiegłam w kierunku moich przyjaciółek.
- Cześć! – przywitałam się, przytulając się z każdą z nich.
Są dla mnie jak rodzina. Mimo tego, że często się sprzeczamy i tak są dla mnie najważniejsze.
Są dla mnie jak rodzina. Mimo tego, że często się sprzeczamy i tak są dla mnie najważniejsze.
- Hej – odpowiedziały prawie równocześnie.
- To co, idziemy ? – zapytała Emily, patrząc po kolei na
każdą z nas.
Skinęłyśmy głowami i ruszyłyśmy w stronę auli, gdzie za chwilę odbędzie się zakończenie roku. Zajęłyśmy miejsca na końcu sali, abyśmy mogły w spokoju porozmawiać, nie przeszkadzając innym.
Skinęłyśmy głowami i ruszyłyśmy w stronę auli, gdzie za chwilę odbędzie się zakończenie roku. Zajęłyśmy miejsca na końcu sali, abyśmy mogły w spokoju porozmawiać, nie przeszkadzając innym.
- Jakie plany na wakacje ? – spojrzała na mnie wyczekująco
Aghate.
- Hate, dobrze wiesz, że Chad mnie nigdzie nie wypuści –
rzekłam zrezygnowana.
- Przecież nie możesz przesiedzieć całego lata w domu –
powiedziała Emily – Chad nie jest kimś, kto może Ci
rozkazywać, dziewczyno masz 18 lat, a nie 5!
- Wiem, zobaczymy później – odpowiedziałam i obróciłam się w
stronę sceny, czekając aż wywołają moje imię. Po chwili je usłyszałam i
ruszyłam po swoje świadectwo. Wróciłam na miejsce, chcąc jak najszybciej stąd
wyjść. Przez całą akademię żadna z nas już się nie odezwała. Chwilę później
wszystkie świadectwa zostały już rozdane, a ludzie zaczęli się rozchodzić. My
również zaczęłyśmy iść w stronę drzwi, gdy poczułam wibracje telefonu. Szybko
go wyjęłam i odebrałam:
- Co? – spytałam, widząc na wyświetlaczu Chada.
- Czekam przed szkoła, pośpiesz się – warknął, rozłączając
się.
Świetnie – pomyślałam i podeszłam do dziewczyn.
- Muszę już iść, Chad czeka przed szkołą – powiedziałam.
- Nie ma sprawy, zobaczymy się później – powiedziała Emily.
- Do zobaczenia – powiedziały i mnie uściskały.
Nie chciałam się z nimi rozstawać, ale nie miałam innego wyjścia. Gdybym teraz olała Chada, zrobiłby mi awanturę i wtedy już zupełnie odizolował od świata. Ruszyłam do auta, wsiadłam i zapięłam pasy. Po chwili ruszyliśmy w stronę domu. Nie chciałam się odzywać i dojechać do domu w ciszy, jednak mój spokój nie trwał długo.
Nie chciałam się z nimi rozstawać, ale nie miałam innego wyjścia. Gdybym teraz olała Chada, zrobiłby mi awanturę i wtedy już zupełnie odizolował od świata. Ruszyłam do auta, wsiadłam i zapięłam pasy. Po chwili ruszyliśmy w stronę domu. Nie chciałam się odzywać i dojechać do domu w ciszy, jednak mój spokój nie trwał długo.
- Nie ignoruj mnie – warknął i przelotnie na mnie spojrzał.
Chad’s POV
- Przyjadę po Ciebie i nie chcę słyszeć sprzeciwu –
spojrzałem na Lol wyczekująco, ale nie uzyskałem odpowiedzi – Rozumiesz ?
- Tak – westchnęła i wysiadła z auta.
Po chwili ruszyłem ze szkolnego parkingu i wyjechałem na zatłoczoną ulicę Hammonton, kierując się w stronę supermarketu. Wjechałem na parking, znajdując wolne miejsce i zaparkowałem. Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę wejścia, zabierając sprzed sklepu koszyk. Zaprosiłem kilku znajomych, planowaliśmy razem oglądnąć mecz, a potem może gdzieś wyjść i się rozerwać. Babcia wyjeżdża dziś na 2 tygodnie do sanatorium, więc miałem wolny dom. Teraz moim jednym problemem była tylko Lola, musiałem ją za wszelką cenę chronić. Może tego nie widać, ale jest dla mnie najważniejsza i nie chcę aby stała jej się krzywda.
Biorąc do koszyka zgrzewkę piwa dla siebie i pepsi dla Lol zauważyłem, że po sklepie krąży też JC. Zaśmiałem się do siebie, bo wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego.Wróć. Nic dobrego dla niego. Po zrobieniu zakupów spokojnym krokiem udałem się do kasy. Kątem oka zauważyłem, że obok w kolejce ustawia się Caylen. Spojrzałem na niego i z ironicznym uśmiechem pomachałem mu. Widocznie się biedaczek speszył, bo jak najszybciej chciał zostać obsłużony przez kasjerkę.
- Gdzie ci się tak śpieszy? - zapytałem dość głośno, tak, że każdy spojrzał na mnie
- To już na pewno nie twoja sprawa - odpowiedział, podając kobiecie 50$
- Wszystko w tym mieście jest moją sprawą - zaśmiałem się - nawet ty i... ci twoi koledzy, których nazywasz gangiem.
- Zamknij mordę, Bergson! - prawie krzyknął i już chciał udać się do wyjścia.
- Co, boisz się? Trzęsiesz portkami, kiedy ja tylko sobie z tobą rozmawiam? - parsknąłem - idź do rodziców i wypłacz im się w rękaw!
- Ja przynajmniej mam do kogo iść - odpowiedział.
Był pewien, że tych słów wypowiadać nie powinien, nie zważając na to co mówi do mnie kasjerka podszedłem do niego i dałem mu w mordę. Lekko się zachwiał, lecz po chwili otrząsnął się i mi oddał, uderzając prosto w twarz.
- Panowie! Spokój! - krzyknął biegnący w naszą stronę ochroniarz - Chad, chcesz skończyć jak twój ojciec? Po co zaczynasz kolejną wojnę w mieście?!
Spojrzałem morderczym wzrokiem na JC.
- To jeszcze nie koniec - syknąłem przez zęby i jak gdyby nigdy nic podszedłem do kasy po swoje zakupy, zapłaciłem i udałem się w stronę wyjścia, po drodze trącając ramieniem JC. Wyszedłem ze sklepu i spojrzałem przelotnie na zegarek. Była 10.50, a o 11 miałem być po Lol. Szybko wsiadłem do auta i ruszyłem. Po dojechaniu na miejsce zadzwoniłem do dziewczyny
Po chwili ruszyłem ze szkolnego parkingu i wyjechałem na zatłoczoną ulicę Hammonton, kierując się w stronę supermarketu. Wjechałem na parking, znajdując wolne miejsce i zaparkowałem. Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę wejścia, zabierając sprzed sklepu koszyk. Zaprosiłem kilku znajomych, planowaliśmy razem oglądnąć mecz, a potem może gdzieś wyjść i się rozerwać. Babcia wyjeżdża dziś na 2 tygodnie do sanatorium, więc miałem wolny dom. Teraz moim jednym problemem była tylko Lola, musiałem ją za wszelką cenę chronić. Może tego nie widać, ale jest dla mnie najważniejsza i nie chcę aby stała jej się krzywda.
Biorąc do koszyka zgrzewkę piwa dla siebie i pepsi dla Lol zauważyłem, że po sklepie krąży też JC. Zaśmiałem się do siebie, bo wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego.Wróć. Nic dobrego dla niego. Po zrobieniu zakupów spokojnym krokiem udałem się do kasy. Kątem oka zauważyłem, że obok w kolejce ustawia się Caylen. Spojrzałem na niego i z ironicznym uśmiechem pomachałem mu. Widocznie się biedaczek speszył, bo jak najszybciej chciał zostać obsłużony przez kasjerkę.
- Gdzie ci się tak śpieszy? - zapytałem dość głośno, tak, że każdy spojrzał na mnie
- To już na pewno nie twoja sprawa - odpowiedział, podając kobiecie 50$
- Wszystko w tym mieście jest moją sprawą - zaśmiałem się - nawet ty i... ci twoi koledzy, których nazywasz gangiem.
- Zamknij mordę, Bergson! - prawie krzyknął i już chciał udać się do wyjścia.
- Co, boisz się? Trzęsiesz portkami, kiedy ja tylko sobie z tobą rozmawiam? - parsknąłem - idź do rodziców i wypłacz im się w rękaw!
- Ja przynajmniej mam do kogo iść - odpowiedział.
Był pewien, że tych słów wypowiadać nie powinien, nie zważając na to co mówi do mnie kasjerka podszedłem do niego i dałem mu w mordę. Lekko się zachwiał, lecz po chwili otrząsnął się i mi oddał, uderzając prosto w twarz.
- Panowie! Spokój! - krzyknął biegnący w naszą stronę ochroniarz - Chad, chcesz skończyć jak twój ojciec? Po co zaczynasz kolejną wojnę w mieście?!
Spojrzałem morderczym wzrokiem na JC.
- To jeszcze nie koniec - syknąłem przez zęby i jak gdyby nigdy nic podszedłem do kasy po swoje zakupy, zapłaciłem i udałem się w stronę wyjścia, po drodze trącając ramieniem JC. Wyszedłem ze sklepu i spojrzałem przelotnie na zegarek. Była 10.50, a o 11 miałem być po Lol. Szybko wsiadłem do auta i ruszyłem. Po dojechaniu na miejsce zadzwoniłem do dziewczyny
- Co? – spytała.
Domyśliłem się, że nie była zadowolona z tego, że do niej dzwonię.
Domyśliłem się, że nie była zadowolona z tego, że do niej dzwonię.
- Czekam przed szkoła, pośpiesz się – powiedziałem,
rozłączając się i nie czekając na żadną odpowiedź z jej strony. Zacząłem przeglądać się w lusterku... no ładnie, a przecież obiecałem już być grzecznym. Po kilku
minutach zauważyłem Lol idącą w moim kierunku. Dziewczyna wsiadła i ruszyliśmy.Wiedziałem, że jest na mnie zła za to, że ją niańczę , ale ja po
prostu nie mogę dopuścić do siebie myśli, że coś może jej się stać. Nie
odezwała się ani słowem, spojrzałem na nią przelotnie.
- Nie ignoruj mnie - powiedziałem
- Wcale tego nie robię – odpowiedziała obojętnie.
- Babcia wyjechała na 2 tygodnie, więc jeśli chcesz to
zaproś na noc swoje przyjaciółki – spojrzałem na nią, jej kąciki mimowolnie
uniosły się ku górze, ale chciała ukryć swoje zadowolenie.
- Naprawdę? – spytała i się w końcu uśmiechnęła.
- A czy ja kiedykolwiek żartuję? – powiedziałem i też uśmiechnąłem się do niej, nie chcąc być dłużej nie miły.
________________
Jak podoba Wam się rozdział ?
Przepraszamy za jakiekolwiek błędy i pomyłki.
CZEKAM NA DALSZĄ CZĘŚĆ ! <3 ŚWIETNE ! ;D
OdpowiedzUsuń